Pisanie wymaga wysiłku intelektualnego. Naprawdę wymaga. Jak powiedział Steven Savile, „czytelnicy nie widzą różnicy między słowami napisanymi pod wpływem pasji, kiedy słowa po prostu płyną, a między słowami, które się poleruje tygodniami z bólem jak przy wyrywaniu zębów”. Tymczasem w jaskrawym kontraście do rzeczonego wysiłku i bólu stoi modny termin „lekkie pióro”…
Zdarza się, że ludzie marzący o tworzeniu literatury mówią za dużo o natchnieniu, a za mało o pracy. W tym artykule spróbuję dowieść, że sformułowania typu „chcieć to móc” czy „lekkie pióro” są… przeterminowane, czyli nieadekwatne do rzeczywistości. W zastępstwie modnej weny, ulegania olśnieniom i upragnionej lekkości pisania polecam oswoić się z wyżej wspomnianym pojęciem wysiłku – wieloletnie obserwacje oraz praktyka pisarsko-redaktorska potwierdzają, że to trud poniesiony na rzecz pisania przynosi konkretne skutki w formie wymarzonej jakości literackiej. Porywy chwili rzadko prowadzą pisarza do uzyskania odpowiedniej komunikatywności tekstu. To świadome polerowanie tego, co napisaliśmy, najczęściej przynosi nieporównywalnie wręcz lepsze – bardziej satysfakcjonujące i pisarza, i czytelnika – rezultaty.
Czy zatem trzeba specjalnych predyspozycji lub innych uwarunkowań, aby zostać pisarzem? Czy wystarczy zacisnąć zęby i konsekwentnie pracować nad wdrażaniem do swojego pisarskiego rzemiosła określonych technik, narzędzi (np. narracyjnych)?
Odpowiedź na te pytania nie powinna być oczywista, wymaga solidnego namysłu, wzięcia pod uwagę różnych możliwości. W Warsztacie Pisarza na pewno hołdujemy pracy – jak sama nazwa naszej marki wskazuje, zajmujemy się przede wszystkim pielęgnowaniem rzemiosła pisarskiego; pod tym pojęciem rozumiemy nie tylko akt pisarski, czyli nie tylko proces graficznego zapisywania przemyśleń, wyobrażeń, idei, ale również to wszystko, co do tego aktu prowadzi, a więc i pierwotny zamysł literacki (pomysł na fabułę), i ramowy oraz szczegółowy plan utworu prozatorskiego czy konspekt projektu literackiego.
Uważamy, że aby być pisarzem, trzeba mnóstwo starań i mozołu, bo samo radosne chcenie to tylko wesoły balonik wypełniony naiwnym optymizmem jak helem. A balonik służy do zabawy – zupełnie nie jego rolą jest przeważać skomplikowane wybory.
By być pisarzem, niezbędne są – najpierw – specyficzne predyspozycje, czyli wrodzone skłonności, temu wcale nie przeczymy. One to stanowią wyjściową matrycę, dzięki której człowiek może się dalej kształtować, podążać w określonym kierunku. Pisarze przejawiają bardzo różne specyficzne skłonności do parania się rzemiosłem i sztuką pisania, ale nie słyszałam o ani jednym pisarzu, który nie zauważyłby w sobie istnienia żadnej z możliwej palety owych szczególnych predyspozycji.
Jedni twierdzą, że najważniejsza jest treść – że do bycia pisarzami doprowadziła ich zdolność kreowania złożonych historii, przekazów i fabuł. Inni twierdzą, że najważniejsza jest miłość do czytania – że do bycia pisarzami doprowadziła ich, organiczna wręcz, pasja czytelnicza. Jeszcze inni powiedzą – i do tej grupy zaliczam się ja – że najważniejszy jest język, bo forma również jest treścią, i to jej (formy) unikalna powłoka nadaje dziełu literackiemu walor niepowtarzalności. Wybitny pisarz Wiesław Myśliwski twierdzi, że pisarze dzielą się na pisarzy historii (fabuł) i pisarzy języka, reporter Ryszard Kapuściński powiedział, że pisarze dzielą się na twórców literatury faktu i na wymyślaczy (twórców światów fikcjonalnych). Jeśli ciekawi cię rozszerzenie tej tematyki lub chciałbyś porozmawiać o tym, jak rozpoznać predyspozycje (skłonności) do pisania literatury, czym mogą się one objawić – skorzystaj z zakładki Kontakt; oboje, i Wojciech, i ja, z ochotą z tobą pomówimy i wyjaśnimy palące cię kwestie.
Żywe zainteresowanie językiem – jego brzmieniem, melodią, budową i graficznym zapisem (czyli znakiem pisanym – pismem) – uznaję za ten motor, który napędza moje pisanie. Nie, nie deprecjonuję powinności fabuły ani innych elementów strukturalnych i estetycznych składających się na dobry, interesujący utwór prozatorski, epicki, po prostu dla mnie osobiście superistotne są poszukiwania językowe. Moim osobistym motorem napędowym jest więc najpierw wrodzona, a potem świadomie kształtowana skłonność do zajmowania się słowami, nieustająca gotowość do uczenia się słów i o słowach, o częściach mowy i częściach zdania; gotowość do uczenia się żonglowania słowami jak piłkami, następnie jak maczugami, następnie jak płonącymi maczugami, i tak dalej…
Kiedy byłam dzieckiem, moja wrodzona skłonność objawiała się swoistą łatwością produkowania słów, zdań i metafor, i innych figur stylistycznych i poetyckich oraz retorycznych. Siadałam nad zeszytem, a słowa spływały z mojego pióra poniekąd samoistnie. Siadałam do pisania pod wpływem impulsu i notowałam zdania w sposób „natchniony”…
…ale czy to dobry sposób na dorosłe życie – na dorosłe pisanie?
Wraz ze wzrostem człowieka zwyżkuje jego świadomość, a sam człowiek krok po kroku dokonuje szeregu wyborów życiowych. Jednym z nich jest wybór zawodu – tego, czym planujemy zajmować się w dorosłym życiu; wybór tego działania, któremu zamierzamy być wierni przez lata, w którym z pełną świadomością czynu pragniemy się realizować. Równie istotny jest wybór życiowej pasji, którą czasami udaje się przekuć na zawód i pracę (tak było w moim przypadku), a czasami pozostaje ona przepiękną aktywnością po pracy (co również nie jest mi obce), która pozwala czerpać radość i satysfakcję z życia. Ale to, że kochamy naszą pasję, nie zwalnia nas z pewnych wysiłków wkładanych w jej uprawianie – jeśli chcemy rozwijać siebie i nasze zainteresowania.
Uważam, że miłość do literatury i pisania twórczego jest – czy też powinna być – jak zdrowa miłość rodzicielska: mama i tata, którzy kochają swoje dziecko właśnie w sposób zdrowy (i co za tym idzie – odpowiedzialny), nie tylko czują szczęście, spełnienie i tym podobne, ale również rozumieją trudności rodzicielstwa, wyzwania i obowiązki, które misji rodzicielskiej towarzyszą. Mówiąc wprost, rodzic nie tylko kocha dziecko, ale także je wychowuje – kształtuje jego system wartości, uczy różnych zasad. I analogicznie jest z pisaniem: to nie tylko szczęście, przyjemność etc., ale i trudność, odpowiedzialność za podejmowane procesy kreatywne i rzemieślnicze.
Bycie pisarzem nie polega na tym, by pisać w sposób łatwy, by surfować na pięknie spienionej, wysokiej fali słowa (w ten sposób postępują dzieci lub dorośli na wakacjach), by raz za razem przeżywać stan natchnienia, upajać się nim i stale liczyć na lekkie pióro. Te terminy („natchnienie” i „lekkie pióro”) bywają atrakcyjne i pomocne w okresie dzieciństwa – wówczas niosą ze sobą sens, bo pozwalają dziecku na uczenie się poprzez zabawę. Ale człowiek dojrzały, zdeterminowany do działania, do podążania za swoim marzeniem i chceniem, powinien nauczyć się doceniać tę wartość, jaką jest praca. Nie da się sukcesywnie kreować literatury – bez wytężonego pracowania na ten status, jakim jest bycie pisarzem.
Jestem przeciwniczką terminów takich jak „lekkie pióro”. Wrodzona „łatwość myślenia literackiego”, z którą i ja przyszłam na świat, o niczym jeszcze nie świadczy. A czekanie na natchnienie to w najlepszym razie zasłona dymna dla lenistwa albo dla naiwności.
Słowa zacytowane we wstępie do tego artykułu mówią o ogromnie ważnej w moim poczuciu porcji prawdy o tym, na czym polega bycie pisarzem. I rzeczywiście, rozmawiając z różnymi pisarzami, nieraz otrzymywałam od nich klarowne potwierdzenie tej tezy, że regularne pisanie literatury potrafi być działaniem niemal fizycznie bolesnym – niektóre projekty literackie domagają się od nas, autorów, większej samodyscypliny, inne nieco mniejszej, ale wysiłek wydaje się nieunikniony.
Okazuje się, że im felieton lżejszy w odbiorze czytelnika, tym większe prawdopodobieństwo, że powstawał boleśnie przez całą noc, a zwieńczył się dopiero o czwartej nad ranem. O tym, czym dokładnie jest felieton – jakie są założenia i powinności tego gatunku – opowiadam w „Rocznym kursie pisarskim”; pisarze, którzy brali udział w tym kursie, bardzo sobie chwalą lekcję o felietonie.
Im bardziej dany tekst literacki jest lotny, płynny, melodyjny, wyposażony w przyjemny rytm czytania – tym bardziej prawdopodobne, że autor tworzył go w bólach podobnych do tych, jakich doświadczyłbyś, włożywszy głowę w ciasne, na bieżąco skręcane imadło… oczywiście to tylko hiperbola mająca na celu wyjaskrawić znaczenie pracowitości pisarza i związanych z tym niewygód.
Mówiąc poważnie, trud pracy – trud twórczego myślenia – obowiązuje wszystkie bez wyjątku formy literackie i publicystyczne; obowiązuje bez względu na gatunek czy konwencję – identycznie trudno tworzy się i teksty humorystyczne, i potoczyste dialogi bohaterów powieści, i skondensowane artykuły prasowe.
Owszem, niekiedy człowiekowi zdarza się „złapać wiatr w żagle” i wtedy udaje się po prostu płynąć ze słowem – czasem faktycznie trafiają się tego typu chwile. Nie zaprzeczam, że niosą one ze sobą szalenie przyjemne uczucia, ale w mojej pracy pisarza nie chodzi o moje uczucia, tylko o uczucia czytelników. I abym mogła w moim czytelniku wzbudzić określone uczucia, muszę panować nad generowanym przez siebie słowem pisanym. A nie mogłabym w żadnej mierze nad nim panować, gdybym polegała na własnych spontanicznych i hedonistycznych odczuciach.
Uważam, że nie masz co czekać na te śliczne chwile, w których opływa pisarza natchnienie i lekkość pióra zrodzona z chcenia. Wirtuozeria nigdy nie była bezpośrednim owocem talentu – wirtuozeria od wieków jest skutkiem nauki i treningu, praktykowanych tygodniami, miesiącami i latami. Sam talent zaś (naturalne predyspozycje do pisania) nikomu niczego ani nie obiecuje, ani nie gwarantuje, w związku z czym raczej nie zasługuje na podziw – talent jest bowiem cechą wrodzoną, jak na przykład uroda fizyczna, nie jest toteż niczyją zasługą. I analogicznie do urody, która ostatecznie zniknie, opleciona siecią zmarszczek, talent, któremu nie poświęcisz czasu i woli walki, aby mógł zostać przekształcony w dobro, w pewien kunszt – też zestarzeje się niechybnie, w dodatku zestarzeje się prędko i przepadnie, podczas gdy ty nie będziesz już w stanie go przywołać i odzyskać tylko dlatego, że przypomniało ci się, że przecież chcesz. Na podziw zasługują kiełki wyrosłe z pracy (nie talent), czyli wszystko to, co zbudujesz na fundamencie swojego talentu, swoich naturalnych predyspozycji do pisania. Wszystko to, co uczynisz ze swoim talentem – te poziomy, na które swój talent świadomie wzbijesz.
A może twierdzę tak dlatego, że los poskąpił mi talentu? Może dlatego próbuję ratować się pracą, trudem…?
Oczywiście nie mnie oceniać skalę swojego talentu i umiejętności, a jeśli już miałabym takiej oceny dokonać, na pewno byłaby ona znacznie bardziej samokrytyczna niż pochlebna. Istotne jest tu jednak co innego – nie nasze prywatne opinie o nas samych, a ustalenie priorytetów, czyli gradacji wartości, która będzie wspierała nas w rozwoju pisarskim, twórczym.
Ja też – tak jak ty – urodziłam się z talentem do pisania (ze specyficznymi wrodzonymi skłonnościami do pisania). Lecz ten fakt, czyli pojedynczy drobny atut – mój talent – niczego mi nie zapewnił. To moje – często bolesne – przemyślenia i nieodzownie podejmowane przeze mnie trudy pisarskie, kolejne i kolejne próby literackie pozwalają mi być pisarzem. Nie udawać, nie oszukiwać się, tylko być nim rzeczywiście, zmagać się ze słowną materią i w rezultacie pogłębiać swoje progi odporności na ból, na wyrzeczenia, czasem także na samotność.
A najważniejsze, że to właśnie o pracy – nie o natchnieniu i stanowczo nie o talencie – bardzo często mówią wielcy pisarze. Każdy z nich tym samym dużo skuteczniej ode mnie obalił mit lekkiego pióra – ten termin zdezaktualizował się dawnooo temu, pomimo czego w XXI wieku jest ciągle ochoczo i entuzjastycznie przytaczany przez jakże wielu. Nie słuchaj tych entuzjazmujących się głosów – słuchaj ludzi czujnych intelektualnie, mądrych… posłuchaj więc, proszę, ich rad – wielkich pisarzy – nie moich:
„Dla nas, piszących, pisanie jest za każdym razem szaleńczą, ekscytującą przygodą, przeprawą malutkim czółnem przez pełne morze, samotnym dryfowaniem w kosmos” – Hermann Hesse.
„Piszemy nie palcami, lecz całą swą osobą. Nerw, który zawiaduje piórem, okręca się wokół każdego włókna naszej istoty, przewleka przez serce, przenika wątrobę” – Virginia Woolf.
„Zawodowy pisarz to amator, który nie rezygnuje” – Richard Bach.
„Pisanie polega nie na umiejętności pisania, lecz na umiejętności wykreślania tego, co jest źle napisane” – Anton Czechow.
„Umiejętność pisarska zasadza się na sztuce wykreślania” – Gotthold Ephraim Lessing.
„Ilość tworzy jakość. Jeśli napisałeś tylko kilka rzeczy, jesteś stracony” – Ray Bradbury.
„Nigdy nie używaj metafor, porównań lub innej figury stylistycznej, którą kiedykolwiek widziałeś w druku. Nie używaj długiego słowa, jeśli użycie krótkiego da taki sam efekt. Jeśli można wyciąć jakieś słowo, zawsze je wytnij. Nigdy nie używaj strony biernej tam, gdzie możesz użyć czynnej. Nigdy nie używaj wyrazów obcojęzycznych, języka naukowego lub żargonu, jeżeli możesz użyć rodzimego odpowiednika. Złam każdą z tych zasad wcześniej niż zdążysz wypowiedzieć coś wręcz barbarzyńskiego” – George Orwell.
„Mój ideał pisania: na zawsze zamknąć usta poecie, którego w sobie ukrywamy; unicestwić ostatnie w nas ślady liryzmu – iść pod prąd wszystkiemu, czym jesteśmy; sprzeniewierzać się własnym natchnieniom, deptać własne porywy, a nawet grymasy” – Emil Cioran.
„Łatwe czytanie – jest cholernie trudnym pisaniem” – Nathaniel Hawthorne.
„Księżyc i łzy – to nie wystarcza, by pisać wrażliwie” – Georg Christoph Lichtenberg.
„Jeżeli pisanie wydaje się trudne, to dlatego, że jest trudne. Jest jedną z najtrudniejszych rzeczy, jakie robią ludzie” – William Zinsser.
„Pisarz jest osobą, dla którego pisanie jest trudniejsze niż dla innych ludzi” – Thomas Mann.
Justyna Karolak